Denko, czyli było minęło | No 1


Projekt Denko w sieci jest już od długiego czasu, pomyślałam, że i ja mogę podzielić się z Tobą produktami, które już zużyłam. Nie będzie to cykliczny wpis, w jednym miesiącu nie jestem wstanie wykończyć całego opakowania danego produktu. Przeważnie zajmuje mi to kilkanaście tygodni. Nie mniej jednak parę opakowań już dobiło do dna, inne skończą się lada dzień. We wpisach pod tytułem DENKO, CZYLI BYŁO MINĘŁO będę przedstawiać Ci po 3 produkty. Nie chcę zasypywać Cię masą zdjęć pustych opakowań i nawałem informacji o danym produkcie. Mam nadzieję, że będzie lekko i krótko. Po przeczytaniu postu daj znać w komentarzu czy podoba się Ci się tego typu wpis, i czy masz ochotę na więcej;)
Zatem do dzieła! Na pierwszy ogień idzie żel do higieny intymnej polskiej marki Vianek. Moje odkrycie ubiegłego roku! Na IG mogliście już to przeczytać (KLIK). Jak dotąd najlepszy, jaki miałam, a uwierzcie było takich płynów/żeli dość dużo. Zawiera ekstrakt z liści mniszka lekarskiego i olej z kiełków pszenicy, które w przypadku podrażnień mają działać regenerująco. Nie podrażnia ani nie uczula. Długo szukałam odpowiedniego nawilżającego żelu do higieny intymnej i znalazłam! Sięgnę po niego jeszcze raz jak tylko ten opakowanie się skończy.  Cena za 300ml to 17.99 zł UWAGA - termin ważności po otwarciu to 3 miesiące! Mogę jeszcze dodać, że odkąd go używam nie miałam problemów z pęcherzem a był to mój notorycznie nawracający problem - od 2 miesięcy spokój. Dobre, bo polskie:) 
Delikatny złuszczający peeling od Nivea to kolejny produkt, którego zawartość sięgnęła dna. Lubię tę firmę, używam i stosuje krem na noc od zawsze i jestem ich wierną fanką, zawsze wracam po pewne produkty, ale niestety po ten peeling nie wrócę do drogerii. Przeznaczony dla posiadaczek cery normalnej i mieszanej, choć wg mnie nadaje się do baaardzo wrażliwej. Podczas pierwszych kilku myć uważałam, że sprawdza się idealnie. Skóra była nawilżona, niestety im dłużej go stosowałam tym bardzo mocno ściągał moją skórę na twarzy. Konsystencja też mnie nie zachwyciła. Bardziej bym powiedziała, że jest to żel myjący z drobinkami. Zawartość w znacznej mierze wykorzystałam do mycia nóg, szkoda było mi wyrzucić :D Zakupu dokonałam w Anglii, za 150 ml zapłaciłam jakieś 4£. W Polsce jest też dostępny.
Ostatni i najmniejszy produkt, jaki udało mi się zużyć jest krem pod oczy z rossmannowskiej półki. Revital q10 firmy Rival de Loop - bez zapachowy, bez parabenów i bez silikonów. To się ceni i tutaj duży plus. Fajnie nawilża. No i bym skończyła jego wychwalanie. Jestem posiadaczką kurzych łapek, naprawdę DUŻYCH kurzych łapek w okolicy oczu. To nie starość, to od uśmiechu :D Krem miał spłycić istniejące zmarszczki niestety odnoszę wrażenie, że poza nawilżeniem nic innego on nie czynił. Sumiennie stosowałam dwa razy dziennie w nadziei, że może, choć odrobinę się zmniejszą. Klops! Poleciłabym go dziewczętom, które zaczynają swoją przygodę z pielęgnacją twarzy i własnego ciała. Pojemność jest standardowa dla tego typu kremów 15ml a koszt to 7,49 zł.
Z całej tej trójki must have to produkt od polskiej marki Vianek, żel jest zdecydowanie numerem jeden, jeśli chodzi o tego typu pielęgnację! To żel, po który sięgnę raz jeszcze i polecam Ci go z czystym sercem. Pamiętaj, każdy z nas jest inny i nie każdemu pasuje to samo. Jeśli coś sprawdziło się u mnie nie koniecznie musi zadziałać u Ciebie. I w drugą stronę odbywa się to dokładnie w identyczny sposób. Każdy z nas jest inny, ma inne problemy z cerą czy ze skórą na ciele. Dlatego warto czytać etykiety, recenzje oraz wsłuchiwać się we własne ciało i jego aktualne potrzeby. 

Do następnego! 

Bourjois CC Cream

Tak wiem, to nie jest odkrycie roku. A produkt ten na rynku jest od dawna, aczkolwiek wcześniej nie miałam jakoś ochoty go wypróbować. Podkład - krem nigdy nie kojarzyły mi się z czymś dobrym. Miałam zawsze sceptyczne nastawienie do takich produktów i w sumie nigdy nie zatrzymywałam się przy nich na dłużej. Traf chciał, że w moim posiadaniu znalazł się Krem CC od Bourjois. I powiem Ci szczerze, że absolutnie nie spodziewałam się niespodziewanego. Jesteś ciekawy jak ten podkład sprawdził się u mnie i co o nim myślę? Zapraszam Cię do dalszej części tekstu.

Czym są kremy, które w nazwie mają dwie litery alfabetu?
Krem CC to nic innego jak ColorCorrect lub ColorControl. Łączy w sobie właściwości kremu, podkładu i korektora. Najlepiej sprawdzi się u osób, które mają skłonności do cery z problemami – wrażliwa, tłusta czy naczynkowa. Ma na celu poprawę i wyrównanie kolorytu cery. Dobrze nawilża, matuje oraz dodaje blasku, a wszystko w zależności od składników.

Czy Bourjois CC Cream właśnie taki jest?


Nie mam większych problemów z cerą, jedyne, co mi przeszkadza to cienie pod oczami oraz zaczerwienienia przy policzkach, brodzie i na nosie (ogólnie mam wrażenie, że jakaś cała czerwona jestem niczym wódz plemienia pradawnych Indian). Dzięki temu podkładowi uzyskuje krycie, na jakim mi zależy a koloryt zostaje idealnie wyrównany. Lekka formuła sprawia, że nosząc cały dzień makijaż, nie czuję go na sobie. Jedyny problem, jaki dostrzegam, to fakt, iż po jakiś 4 godzinach muszę użyć bibułek na czoło, by zebrać niechciane sebum. 

Konsystencja podkładu jest rzadka, dlatego też wyciskam go bezpośrednio na twarz w postaci kilku małych punkcików, a następnie wklepuje przy pomocy gąbeczki (jajka). Dziubek, przez który wydostaje się produkt, sprawdza się do tego znakomicie. Podczas rozcierania palcami zostają nieestetyczne smugi 

Kolorystyka tych kremów wydaje mi się ograniczona. Do wyboru mamy jedynie 4 odcienie. Na szczęście mój kolor twarzy wpisuje się w te warianty i tak oto 031 Ivory jest dla mnie idealny. Mam bardzo jasną buzię, większość podkładów, które są niby najjaśniejsze bywają dla mnie za ciemne. Tworzy się wtedy niechciany efekt maski i wyglądam jak pajac – a tego stanowczo unikam.

REASUMUJĄC MOJE WYPOCINY

Otóż, ten krem, przy mojej wrażliwej cerze, sprawdza się fenomenalnie. Mam go w swoim posiadaniu od listopada zeszłego roku i mogę przyznać, że w najbliższym czasie nie zamienię go na żaden inny, (choć przyznam – zastanawia mnie jak się sprawdzi podczas ciepłych dni) Kolorystyka, konsystencja, formuła wszystko na duży plus. Dodaje wspomnianego blasku. Nie potrzebuje dodatkowych kosmetyków, sam w sobie jest idealnym wykończeniem makijażu. 

A czy Ty znasz ten produkt? Z miłą chęcią poczytam jak sprawdził się on u Ciebie, daj znać w komentarzu ;) Do następnego! ♥

Wady i zalety hybryd oraz co do tego ma nieleczona tarczyca.

Jak wiecie swoją przygodę w tym temacie zaczęłam dość niedawno. Wcześniej uważałam, że totalnie się do tego nie nadaję. Że moja cierpliwość a raczej jej brak wygra i okaże się, że znów wywaliłam pieniądze w błoto inwestując w lampę czy kursy. Wiadomo, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana;) Na moje szczęście wyszło inaczej. I po pierwszym kursie przyszedł czas na level wyżej – kurs z metody żelowej. Małymi kroczkami zrodziła się pasja. Cały ten paznokciowy flow trwa do dziś. A wspomniana cierpliwość jest w ten sposób ulepszana. Wszystko na plus, tak samo jak na duży plus można zaliczyć sam manicure hybrydowy. Chyba każdy się ze mną zgodzi, że płynie z niego więcej zalet niż ze zwykłych lakierów do paznokci?

Dziś przychodzę do Was z kilkoma korzyściami wynikającymi z noszenia manicure hybrydowego, ale żeby nie było tak kolorowo to przedstawię Wam również swoją wizję, co do negatywnych skutków. I moje małe osobliwe spostrzeżenie. Dobra ja tu pierdu, pierdu a temat czeka. Nie przedłużając …

ZALETY MANICURE HYBRYDOWEGO

Trwałość – to zdecydowany plus takich paznokci. Producenci rekomendują do 21 dni utrzymywania się produktu, co znaczy, że nie musisz odwiedzać często swojej kosmetyczki. Wystarczy raz na 3 tygodnie spotkać się na popychanie pierdów i znów możesz cieszyć się odświeżonym manicure. Czyż nie piękne? :D

Szybkość wykonania – może nie chodzi mi tu głównie o samo wykonanie, a raczej o fakt, że po skończeniu pracy nie musimy przebierać nogami z niecierpliwością aż masa wyschnie. Całość trwa jakieś 45 minut i po tym czasie jesteśmy wolne, możemy rzucić się w wir codziennych obowiązków bez obaw, że za moment coś zejdzie, bo nie doschło.

Kolorystyka – od samego patrzenia głowa boli. Producenci, co rusz zasypują nas nowościami kolorystycznymi, możliwość wykonania dodatkowych zdobień jest równie duża, wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji osoby zajmującej się Twoimi paznokietkami (od cekinów, po folie transferowe czy różne efekty jak i nailart, – który pchnie prężnie do przodu)

Efekt - przez cały okres noszenia jest intensywny oraz wygląda na świeży w każdym momencie (nienaruszone paznokcie, szpeci jedynie duży odrost - choć zawsze możesz spotykać się częściej ze swoją stylistką, każda okazja jest dobra by popychać ów pierdoły :D)


WADY MANICURE HYBRYDOWEGO

Nie jest to przyjemność dla każdego – ostatnio dość często spotykam się, na różnych grupach, ze stwierdzeniem, że dana marka lakierów zaczęła uczulać. Na szczęście mnie ten problem nie dotyczy. Jeśli uczula Cię lakiery hybrydowy, podziel się w komentarzu objawami, jakie występują podczas takiej alergii. Chętnie się z nimi zapoznam, bo szczerze powiem, że nigdy osobiście się z tym nie spotkałam. A tak zupełnie odbiegając od tematu, co w dzisiejszych czasach nie uczula?

Aceton używany do ściągnięcia hybrydy wysusza paznokcie, przez co stają się kruche i łamliwe. Na szczęście i na to jest sposób. Coraz więcej stylistek korzysta z frezarki podczas przygotowywania płytki paznokcia do zabiegu. Mam w planach zakupić taką, ale jeszcze się nie zdecydowałam, co do rodzaju.

Urazy mechaniczne – od nich nie uciekniesz, hybryda nie chroni, choć w wielu przypadkach może tak być. Podczas mocnego uderzenia zdarza się tak, iż po prostu łamie nam się cały paznokieć wraz z lakierem

Pomimo swoich wad uważam jednak ten rodzaj manicure za coś fantastycznego. W moim kuferku nie ma już zwykłych lakierów, które kiedyś kupowałam na potęgę. Trwałość i wybór przeróżnych kolorów, jak i zdobień, do mnie przemawiają. Inwestuje w coraz to nowsze hybryd i każdy zakup, choć jednej buteleczki, cieszy mnie niczym dziecko otwierające prezenty w święta bożego narodzenia. 

Hybryda vs. Tarczyca 

Tak jak wspominałam na początku, czas na moje osobliwe spostrzeżenie. Tutaj słów kilka z moich indywidualnych obserwacji, dotyczących mojej osoby. Niepoparte żadnymi badaniami. Podkreślam, że chodzi o mnie. Otóż, nieświadoma problemów z tarczycą i długo przed zakupieniem własnego zestawu do wykonywania paznokci, jak każda kobieta udawałam się do kosmetyczki. (A że siostrę mam ze skilem do tego, to wiadomo, kim ów kosmetyczka była;)) Moje paznokcie od pierwszej aplikacji pokochały ten manicure. Wróć. 

Nie! To nie była miłość od pierwszego wykonania. 

A może była, ale chwilowa. Radość i fascynacja nie trwała zbyt długo, bagatela trwało to maks. trzy dni. Do pierwszego odpryśnięcia lakieru, co wkurzało mnie totalnie. Gdzie tu gwarancja producentów? A że nerwus ze mnie, wszystko od razu pożerałam i zrywałam. Niszcząc w ten sposób swoją płytkę paznokci i cały ten niby piękny manicure. (Błagam nie rób tego!) 

Dawałam sobie i swoim paznokciom kilka takich szans, a lakier wciąż odchodził i odpryskiwał po kilku dniach. A po umyciu naczyń schodził całymi płatami. Nawet skorzystałam z usług innej kosmetyczki – nie siostry, – co i tak kończyło się jak w przypadkach powyżej. 


Klapa! Hybrydy nie dla mnie! 

Zażenowana takim stanem rzeczy, zaczęłam szukać odpowiedzi w sieci. Kosmetyczki uważały, że taka moja natura, że płytka paznokcia zbyt tłusta i nic tego nie zmieni. Swoje żale skierowałam do Wujka Google, przecież on ma zawszę złotą radę dla każdego. Tak było i w moim przypadku, (choć nie wiem czy taka złota, bo nieoparta na żadnych badaniach), ale coś zaczęło świtać w mózgownicy. Pojawiały się wypowiedzi dziewczyn, które twierdziły ze problemy tarczycy mają wpływ na trwałość hybrydy na naszych paznokciach. Jedna, dwie czy dziesięć takich wypowiedzi. Moją uwagę przykuły słowa „nieleczona tarczyca może być przyczyną zbyt krótkiego czasu utrzymywania się hybrydy”. 


Logicznie do tego podeszłam i w październiku zeszłego roku wykonałam USG, diagnoza - guzki na tarczycy. Od grudnia zaczęłam leczenie hormonami, ponieważ poziom TSH okazał się za wysoki - uuu nieleczona tarczyca!!! Po upływie dwóch miesięcy od rozpoczęcia terapii mogę powiedzieć, że problem z odpryskiwaniem czy odchodzeniem całymi płatami hybrydy od paznokcia już mnie nie dotyczy. Czyli zależność jest! Wg mnie oczywiście, że jest! Teraz cieszę się pięknym i trwałym manicure hybrydowym a poziom hormonów mam pod stałą kontrolą lekarza. 

Jeśli masz podobny problem do mojego, proszé sprawdź swój poziom hormonu TSH. To nic nie kosztuje a możesz sobie pomóc. I tu nie chodzi o paznokcie, chodzi o Twoje zdrowie, które jest najważniejsze. Pamiétaj zdrowie jak i życie mamy jedno <3


Walentynki - wersja klasyczna

Kartki kalendarza, co rusz nas informują o zbliżającym się dniu, który wypadałoby celebrować. I tak oto rozpowszechnione na cały świat Walentynki zbliżają się dużymi krokami. Jedni będą afiszować się ze swoimi uczuciami inni postawią na dyskrecje oraz prywatność. Zależy to tylko i wyłącznie od nas samych. Ilu ludzi na świecie tyle różnych upodobań, do których każdy ma prawo.

Dla mnie jest to świetna okazja by na kobiecych paznokciach, zawitał manicure w kolorystyce czerwonej lub różowej. Moja wersja na Walentynki nieco odbiega od panujących standardów, jakie można zauważyć w Internecie. Po długich paznokciach przyszedł czas na radykalne skrócenie oraz moją ulubioną czerwień od Semilac.
Osobiście stawiam na klasykę. Bez dodatków, bez zdobień. Prosto. Delikatnie.

Classic wine idealnie pasuje do grubego swetra. Ten rodzaj czerwieni albo się kocha albo nienawidzi. Oczywiście ja należę do pierwszej grupy. Głębokie bordo skradło moje serce od pierwszej aplikacji. Sam lakier jest bardzo dobrej jakości, nie ucieka na boki a pełne krycie osiągamy po dwóch warstwach.


Koniecznie daj znać w komentarzu czy jesteś miłośnikiem takiej czerwieni oraz co myślisz o Walentynkach, jest to komercja czy raczej okazja do celebrowania?


Perełki od ChiodoPro

Delikatne i subtelne. Kobiece i zmysłowe. Dwa zachwycające kolory, które skradły moje serce. Wprawiają w zachwyt każdego, kto zauważa je na moich paznokciach. A nieskromnie dodam, że trudno przejść koło nich obojętnie. Nigdy nie przypuszczałam, że będę mogła nosić na paznokciach kolory perłowe. Wydawały się za delikatne do mojej osoby, ale chyba z wiekiem dojrzewam i mądrzej. Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją lakierów hybrydowych marki ChiodoPro.
OPAKOWANIE
Zamknięte w eleganckich, smukłych i czarnych buteleczkach o pojemności 6ml. Według mnie jest to idealna objętość, jeśli chodzi o jeden lakier. Nie za dużo i nie za mało. W sumie jeszcze nigdy nie skończyłam całego opakowania, ale z tego, co można doczytać w sieci, jedna taka buteleczka powinna wystarczyć na ok. 10 setów. Wszystko oczywiście zależy od samej aplikacji. Wiadomo, jeśli walisz produktu tonę na paznokcie, to przy 5 aplikacji może Ci go najzwyczajniej w świecie braknąć. Polecam używać małe ilości, co ma oczywiście swoje plusy.
O SAMYM LAKIERZE
Konsystencja tych dwóch lakierów jest trafiona w sedno, ani za rzadkie ani za gęste. Po prostu idealne. Trzymają się płytki paznokcia i nie ściekają na boki. Nie ma konieczności malowania kciuka osobno. Przecież nic tak nie denerwuje jak lakier, który ucieka nim włożysz dłoń do lampy. Uwierzcie, że mam kilka takich „perełek”. Nie mogę wypowiedzieć się, co do reszty kolorów Chiodo, ponieważ dopiero przetestowałam te dwa. Ale to nie zmienia faktu, że w kuferku czeka ich znacznie więcej ;) Sam lakier jest według mnie z pogranicza tych transparentnych. Pełne krycie osiągnęłam po nałożeniu trzech cienkich warstw produktu., co wcale mi nie przeszkadzało. Efekt powalił na kolana nie tylko mnie. Co tu dużo mówić, są to z pewnością kolory, do których wrócę nie raz i nie dwa.
Lubicie takie perełki? Tutaj możecie zakupić moich faworytów. Dodam, że cena na stronie producenta wynosi obecnie 15,87 zł. To bardzo tanio jak na lakiery dobrej jakości.
087 Pink Smoothie - KLIK                                                     037 Pink One  - KLIK

Pink Smoothie zakupiłam, jako pierwszy. Zachwycona jego kolorystyką złożyłam zamówienie na kolejne lakiery tej marki i wyobraźcie sobie, że przez moją nieuwagę zamówiłam go raz jeszcze. Dowodzi to temu, iż faktycznie się w nim zakochałam. Dobrze, że moja siostra też jest miłośniczką hybryd - lakier powędrował do Niej :)

Budowa naturalnego paznokci

Wśród kobiet można zauważyć wzmożoną chęć posiadania pięknych, zadbanych i wystylizowanych paznokci. Stały się one atrybutem mody i urody – to nie podlega żadnej dyskusji. Estetycznie wykonane paznokcie, smykałka w dłoni czy sam talent to nie wszystko. Warto jest zasięgnąć fachowej wiedzy w tym zakresie tak, aby nie zrobić sobie czy innym krzywdy. Dziś przychodzę do Was z odrobiną tejże wiedzy, którą nabyłam dzięki szkoleniom oraz w procesie samodoskonalenia. Chciałabym abyście poznali, od podszewki, jedną z części własnego ciała, jaką jest aparat paznokcia. Uważam, że każda osoba zajmująca się stylizacją paznokci powinna posiadać podstawową wiedzę w tym zakresie. Czy Ty też tak sądzisz?

 

Jeśli mówimy o podstawie to zacznijmy od naturalnej budowy aparatu paznokciowego.

 

Paznokcie, tak samo jak włosy, są przydatkiem skóry, inaczej mówiąc jej wytworem. To twarda płytka rogowa chroniąca opuszek palca. W głównej mierze składają się z keratyny, (co stanowi 95%), pozostałe składniki to wapń, lipidy i woda. Są one tak samo ważne w procesie tworzenia paznokci jak witamina A B E oraz H. Przyczyną cienkich, łamliwych i rozdwajających paznokci na pewno będzie niedobór wyżej wymienionych witamin, jak i nieodpowiednie odżywianie się czy zaburzenia we wchłanianiu substancji odżywczych. Także moi drodzy warto zadbać o odpowiednią i zbilansowaną dietę, jeśli zależy Wam na zdrowej płytce paznokcia.




PODSTAWOWE ELEMENTY PAZNOKCIA

Macierz – to miejsce wzrostu i formowania się paznokcia. Łatwo można uszkodzić podczas odsuwania skórek, należy wtedy zwrócić szczególną uwagę by nie robić tego zbyt mocno.

Wał paznokcia – inaczej warstwa skóry, która otacza i zakrywa paznokieć z każdej strony oprócz wolnego brzegu. Utrzymuje paznokieć we właściwym położeniu.

Obłączek – pomost pomiędzy macierzą a płytką paznokcia, znajduje się u nasady paznokcia. To nic innego jak białawy, półksiężycowaty obłoczek na naszej pytce

Obrąbek naskórkowy – wg mnie to potocznie mówiąc skórki, które podczas zabiegów manicure są odpychane lub usuwane za pomocą cążków. Zadaniem obrąbka jest ochrona przed zanieczyszczeniami oraz zabrudzeniami

Łożysko paznokcia - jest to tkanka znajdująca się pod płytką paznokciową, nie przyczynia się do wzrostu paznokcia, lecz do jego odżywia 

Płytka paznokcia - widoczna część paznokcia składająca się keratyny 


Ból podczas urazów spowodowany jest tym, iż aparat paznokcia jest bogato unaczyniony i unerwiony, dlatego też podczas uderzenia czy uszkodzeń tak bardzo boli nas w jego okolicy.

Mam dla Was zdjęcie z uwzględnionymi elementami, tak by łatwiej zinterpretować powyższą treść.



A TUTAJ CIEKAWOSTKI

Wiecie, że rozwój aparatu paznokciowego zaczyna się już w 8 tygodniu życia płodowego a w dniu narodzin paznokcie są całkowicie wykształcone? Jako że o tym drugim wiedziałam to informacja pierwsza całkowicie mnie zaskoczyła, nie miałam pojęcia, że ten proces zaczyna się tak wcześnie

 

Do czynników powodujących wolniejszy wzrost paznokcia należą niedoczynność tarczycy, niedożywienie, miesiące zimowe, niektóre leki czy paznokcie ręki niedominującej.

 

Natomiast do czynniki sprzyjających szybszy wzrost paznokcia możemy zaliczyć ciąże, nadczynność tarczycy, miesiące letnie oraz paznokcie ręki dominującej.

 

Wyczytałam, że do szybszego wzrostu przyczynić się może również obgryzanie paznokci (onychofagia), ale szczerze nie mam pojęcia jak się do tego odnieść. Czy to możliwe, że im więcej obgryzamy to tym szybciej nasze paznokcie rosną?

 

Jeśli post Was zaciekawił będzie mi miło za jego udostępnienie lub pozostawienie komentarzu 😊

                                                                                         
                                    

instagram @karellauk

Copyright © Karella